Ktoś postawił kiedyś trafną tezę, że „lepiej być niedoskonałą wersją samego siebie, niż najlepszą kopią kogoś innego”. I coś w tym musi być, trzeba to przyznać. Śmiem nawet twierdzić, że stwierdzenie to wielokrotnie sprowadziło kilka osób na ziemię i pozwoliło pozostać sobą, bez bujania w obłokach. Pytanie tylko: co w chwili, kiedy ten ktoś nigdy nie był sobą, za to od zawsze był najlepszą kopią kogoś innego? Czy to znak, że teza ta zostaje obalona, a przed imitatorami szykują się nowe możliwości? Bo jeżeli tak, to mają w tej materii moje bezwarunkowe poparcie.
Ironia losu każdego dziennikarza, czy to początkującego idealisty, czy prawdziwego wyjadacza chleba, polega na tym, że kiedy nie pisze – dzieje się najwięcej. I w ten sposób koło nosa przeszło mi w minionym okresie wiele tematów, które przemilczałem, a z którymi czułem się emocjonalnie związany. Przykład? Śmierć Michaela Jacksona. Człowieka, którego kunszt muzyczny i wszechstronność podziwiam do dziś, na którym się wychowywałem, a który został żywcem zjedzony przez show-biznes, media i społeczeństwo. A żeby było jeszcze ciekawiej, to trzeba wspomnieć również o tzw. wisience na torcie, czyli pieniądzach, jakie na jego pogrzebie, pośmiertnych płytach i trasach koncertowych zarobili jego najbliżsi. Od razu odechciewa się człowiekowi popularności. Jednak zapatrywałbym się na to wszystko bardziej optymistycznie. Dlaczego? Bo znalazłem człowieka, który może nie tyle, co również na tym nie zrobi, ale na pewno przyczyni się jakoś dla muzyki i samego Michaela Jacksona. Mianowicie? Pozwoli pamiętać.
A historia tego człowieka jest o tyle ciekawa, o ile początki jego kariery sięgają długie lata wstecz, kiedy król Popu jeszcze żył. Co więcej: Michael Jackson widział jego występ. Widział na jednym z koncertów siebie samego: tańczącego identycznie, mówiącego identycznie, wyglądającego i ubierającego się identycznie. Niemożliwe? A jednak. Co więcej: kiedy oglądałem wywiad z tym człowiekiem, również nie mogłem uwierzyć, że to nie jest sam Michael Jackson. Poczynając od wzrostu, koloru skóry, włosów, samej twarzy, idąc przez sposób mówienia, poruszania się i ubierania, a kończąc na samym śpiewie, tańcu i wykonaniu legendarnych piosenek zagranicznego artysty. A imitatorzy mają to do siebie, że ilekroć są idealnym odzwierciedleniem jakiegoś artysty, tylekroć nie potrafią albo śpiewać, albo tańczyć i wykładają się na najważniejszym, czyli na twórczości. Tutaj jednak było inaczej. I to mnie w nim ujęło. Earnest Valentino. Bo tak się nazywa. Idealna kopia Michaela Jacksona.
Skąd w ogóle moje zainteresowanie tym człowiekiem? Już nie ze względu na fakt, że kiedy król Popu obejrzał jego występ, to ze specjalnej loży dla VIPów podniósł dwa kciuki do góry, a po koncercie osobiście mu pogratulował przedstawienia, ale prędzej z powodu idei i celu jaki mu przyświeca. Bo parodystów jest dużo. Lubimy ich. Imitatorów również jest pełno. Z nimi to już bywa różnie. Ale poświęcić całe swoje życie dla twórczości człowieka, którego słyszy się jedynie z odbiorników, starać się o podobny wygląd, ćwiczyć i trenować, to jednak potrzebna jest do tego ogromna motywacja. I może kiedyś pokusiłbym się o ocenę, że wariat, że niezrównoważony psychicznie, etc., ale teraz chociażby ze względu na sam fakt tego co robi, biję mu pokłony. A pieniądze? Pieniądze to tylko dodatek. Zresztą, XXI wiek głównie opiera się na pieniądzach. Jeżeli robi coś dobrze, to dlaczego ma na tym nie zarabiać? Warunek jest jeden: przyświecająca idea i hołd dla wielkiego formatu artysty, a nie żerowanie na jego śmierci. Współczuję mu wtedy godzin spędzonych na treningu.
Pytanie tylko, czy nam, fanom rozrywki, potrzebna jest kopia, tudzież kontynuacja? Bo chyba wszyscy wiedzą, że oryginalne, znaczy lepsze. Czy to chodzi o rzeczy, książki, płyty, kosmetyki, sprzęt, cokolwiek. Podobnie jest zresztą z innymi dziedzinami, jak np. filmy. Pierwsza część w wielu przypadkach zawsze jest lepsza od następnej. Więc na podstawie tego spróbujmy sobie odpowiedzieć na to pytanie: czy Earnest Valentino, jako nowy Michael Jackson, będzie hitem, czy kitem? Hit, bo jest identyczny i do znudzenia przypomina legendę Popu, czy kit, bo oryginału nie da się podrobić, a on jest po prostu jednym z wielu jego imitatorów? Bo przecież nawet historia pokazuje, że osoby te nie mają przed sobą łatwego zadania. Przykład? Elvis Presley. Ile było jego „kopii”, mitów, że król rock and rolla jednak żyje? A nawet jeżeli komuś udało się go odzwierciedlić, to jak długo utrzymał się na rynku? Może po prostu dajmy temu spokój? John Lennon nigdy nie miał swoich imitatorów, a jednak wszyscy go pamiętają. Tak samo było z innymi. Może wielkość tych ludzi polega na tym, że są oni nie do podrobienia, a ponadczasowość wynika raczej z talentu, jakim zostali obdarzeni, twórczości i... duszy artysty?
Jakkolwiek by tego nie interpretować, to i tak każdy będzie miał na ten temat własne zdanie. O gustach i guścikach się nie dyskutuje, to pewne. Mimo wszystko osobiście i tak będę upierał się przy dobrej imitacji, niż kiepskiej niedoskonałości. A na kiepskiej niedoskonałości opiera się obecnie większość polskiego, jak i zagranicznego rynku. A tego powoli mam dość. Wolę zobaczyć na warszawskim placu Konstytucji jednego Earnesta Valentino, świetnie naśladującego Michaela Jacksona, niż tysiąc polskich gwiazd i gwiazdeczek, zapowiadanych przez Ibisza i Cichopek, którzy pojęcia nie mają, czym jest dobra muzyka.
Bo Kupicha śpiewający "Billy Jean" wywołałby u mnie obrzydzenie.
Michał Cisło
michal-cislo@wp.pl
Zobacz próbkę możliwości Earnesta Valentino!
Oficjalna strona Earnesta Valentino!
luiza salomea 2010.01.04 20:36:09 IP: 213.108.10.36 | O gustach i guścikach się nie dyskutuje? Uwielbiam dyskusje o gustach i guścikach! |
zażenowany... 2010.01.04 12:12:31 IP: 83.9.163.250 | co tam kupicha, duet rodowicz-rabczewska byl gorszy .! |
Gdyby do życia każdego polityka w naszym kraju dopasować jakąś witaminę, to jest w nim pewien okres, który moglibyśmy określić mianem multiwitaminy. I raczej nie przypuszczam, żeby w naszym państwie nie było osoby, która, przynajmniej raz na pięć lat, nie czułaby się wyróżniona. A teraz tym bardziej powinna.
czytaj więcejDziś będzie o wszystkim. Z rękawa sypać mi się będą prześmieszne żarty i żarciki, które jeżeli ktoś opowie na imprezie, automatycznie postawi nad sobą krzyżyk. Dlaczego tak? Dlaczego w ten sposób? Ot, dla idei i zasady. Kto wytrwa do końca, ten pozna odpowiedź.
czytaj więcej„Wiele osób narzeka na wiele rzeczy, że ich nie ma i tak dalej, a tak naprawdę one są, tylko nie każdy wie w jakim miejscu” – mówi Agnieszka Strzeżek, uczennica Zespołu Szkół Społecznych nr 1 w Wałbrzychu i członkini Młodzieżowej Rady Miasta Wałbrzycha.
czytaj więcejNic mnie tak nie bawi, jak mentalność Polaków. Porównałem sobie dwa zupełnie inne światy, które – wydawałoby się – prosperują na zupełnie odrębnych szczeblach w drabinie rozwoju, ale aż uśmiechnąłem się, gdy dostrzegłem, oprócz różnic, także i podobieństwa. A wydawało mi się, że między Sudanem w Afryce, a Polską w Europie, takowych nie znajdę.
czytaj więcej„Widziałem przypadki, gdzie gościu miał wytatuowanego smoka na penisie” – mówi Andrzej Socki, absolwent Zespołu Szkół nr 5 im. M.T. Hubera w Wałbrzychu.
czytaj więcej